Zranione wnętrza
ZRANIONE WNĘTRZA (wywiad)
– z Wiktorią Materną, psychoterapeutą, specjalistą terapii uzależnień rozmawia ks. Damian Jarnot
ks. Damian Jarnot – Czy jest Pani zmęczona… Podobno psychiatrom, psychoterapeutom przybywa pracy? Jaka jest kondycja psychiczna współczesnego człowieka?
P. Wiktoria Materna – W ostatnim czasie mniej pracowałam zawodowo ponieważ mam małe dzieci i im poświęciłam najwięcej energii. Pewnie dlatego pracą zawodową nie jestem zmęczona. Niemniej jednak to prawda, że z pomocy psychoterapeutów korzysta coraz więcej ludzi. Jednych dopadają kryzysy i bezsilność, bo nie radzą sobie z wysokimi wymaganiami życia w XXI wieku, inni radzą sobie z zadaniami życiowymi, ale mimo to, mają poczucie braku sensu, wyczerpania, lęku. Drugim powodem zgłaszania się na terapię jest coraz większa świadomość ludzi. Potrafią oni zaobserwować, że mają z czymś kłopot i rozeznają, że ma on swój początek i jakąś historię. Chcą się z tym uporać, odkryć znaczenia, przełamać stare i krzywdzące przekonania, schematy. Chcą żyć w większej zgodzie ze sobą, innymi i mieć siłę, by w pełni realizować życiowe zadania. Decydują się wtedy na psychoterapię.
DJ – Wielką popularnością cieszy się dzisiaj coaching, funkcja coacha. Czy nie uważa Pani, że zastępuje ta praktyka coś, co Kościół od wieków praktykuje jako “kierownictwo duchowe”?
WM – Myślę, że osobie, która stara się pogłębiać swoją wiarę, poszukuje zrozumienia, wsparcia i wskazówek , nie da się zastąpić kierownictwa duchowego niczym innym. Taka osoba czuje i wie, że szukać pomocy w tym obszarze może u osoby, która jest dla niej duchowym autorytetem. Osoby, która ma wiedzę na ten temat, ale też osobiste doświadczenie. „Coaching” to bardzo szerokie zagadnienie. Porusza też takie wątki jak sens życia, system wartości. Myślę jednak, że nie jesteśmy w stanie z coachem podjąć wątków duchowych w takim teologicznym kontekście, w jakim podejmujemy je z kierownikiem duchowym.
DJ – Moja znajoma, po kilku godzinach oczekiwania w kolejce na wizytę u lekarza – neurologa, usłyszała od niego, że kolejka pacjentów byłaby o połowę krótsza, gdyby się ci pacjenci dobrze wyspowiadali. Co Pani na to? Jak z naszą psychiką jest związana rzeczywistość grzechu, poczucia winy?
WM – Trudne pytanie. Zgodzę się z tym lekarzem ponieważ myślę, że gdybyśmy naprawdę wierzyli w Boże Miłosierdzie, to mniej byłoby w nas destrukcyjnego napięcia i koncentracji na poczuciu winy. Zrobiłoby się więcej miejsca na radość z ODKUPIENIA, na pokorę i dawanie siebie innym. Zdolność przeżywania wstydu i poczucia winy jest ważna i potrzebna każdemu, jednak nie po to by się nimi zadręczać. Czego pragnie najbardziej człowiek, który odczuwa silne poczucie winy, wyrzuty sumienia? Prawdziwego, osobistego przebaczenia. A wierzący katolik otrzymuje przebaczenie w spowiedzi. Jezus mówi: „Wiem, że to było kiepskie, co zrobiłeś i cieszę się, że TY też to wiesz. Ale ja Ci to odpuszczam bo Cię kocham. Podnieś się i idź dalej, rób dobre rzeczy, poczuj w sobie Moją Miłość!.” To może dać odwagę do naprawiania tego, co zepsuliśmy poprzez grzech.
DJ – Od osoby, która – moim zdaniem – potrzebowała pomocy psychiatry, psychologa lub psychoterapeuty, usłyszałem kiedyś słowa – “najlepszym terapeutą jest Jezus i nie potrzebuję nikogo innego, nie wierzę w psychologię”. Pani pewnie wierzy w moc Jezusa, ale i korzysta z osiągnieć psychologii?
WM – Tak, ja też znam takie wypowiedzi. Myślę, że to wynika z natury cierpienia. Gdy mamy ostry ból brzucha albo złamiemy nogę, to nie zostajemy w domu z przekonaniem: „Jezus jest najlepszym lekarzem więc na pewno mnie uzdrowi. Pomodlę się, poczekam”. Fizyczny ból niepodważalnie czujemy, objawy widzimy gołym okiem, leczymy się materialnie – ćwicząc, zażywając leki. Tu nie ma dyskusji. Natomiast cierpienie emocjonalne zdarza nam się spychać na dalszy plan, powątpiewamy w jego ważność. Niedowierzamy też metodzie leczenia: „ale, że rozmowa ma mi pomóc!?” To wewnętrzne cierpienie jest tak samo realne, jak fizyczne, tylko go nie widać. Nierzadko bardzo dotkliwe, gdy na przykład mierzymy się z utratą, traumą, depresją. Wtedy pomocą jest psychoterapia, leczenie zranionego wnętrza. Nieleczone „wnętrze” nie działa dobrze, może powodować dysfunkcję kochania i dysfunkcję wiary. Ileż razy ksiądz tłumaczy: „gdy się modlisz, nie skupiaj się na sobie. Nie mów Panu Bogu, co ma dla Ciebie zrobić, to nie złota rybka. Ufaj mu” Ale gdy mamy problem z silną potrzebą kontrolowania, nie ufamy ludziom, światu, to i Panu Bogu tak naprawdę trudno się oddać i uznać Jego plan. W konsekwencji kuleje też nasza relacja z Nim. Wierzę, że Jezus może uleczyć zranione wnętrze, ciało zresztą też. Wierzę też, że posłał Ducha Świętego i że posługuje się bardzo często lekarzami i psychoterapeutami, by ludzie ludziom nieśli pomoc. Przypomina mi się stary dowcip:
„Powódź
w prowincjonalnym miasteczku. Ewakuacja ludności. Wojsko puka na
probostwo:
– Proszę księdza, niech ksiądz ucieka! Ksiądz się
utopi!
– Nigdzie nie idę, wierzę w Opatrzność Boską.
Po
trzech godzinach ksiądz siedzi w oknie na ostatnim piętrze.
Podpływają motorówką:
– Proszę księdza, niech ksiądz
ucieka! Ksiądz się utopi!
– Nigdzie nie idę, wierzę w
Opatrzność Boską.
Minęły kolejne godziny, ksiądz na dachu
probostwa. Podpływają znowu.
– Proszę księdza, niech ksiądz
ucieka! Ksiądz się utopi!
– Nigdzie nie idę, wierzę w
Opatrzność Boską.
Piętnaście minut i ksiądz… już z
wyrzutami u Pana Boga.
– Panie Boże, no jak tak można!? Swojego
wiernego sługę zawieść!? A tak wierzyłem w Opatrzność…
A
Bóg na to:
– Głupcze! Trzy razy po ciebie ludzi wysyłałem!”
DJ – Zajmuje się Pani zwłaszcza terapią ludzi uzależnionych, od czego zatem można się uzależnić? Widzimy, że alkohol to tylko jeden z wielu dzisiaj problemów.
WM – Alkoholizm to rzeczywiście zjawisko w Polsce bardzo powszechne. Kiedyś alkohol był najbardziej dostępną używką. Dzisiaj „menu” jest bogatsze. Jeśli chodzi o substancje to zawiera: silne leki (np. uspokajające, nasenne), narkotyki, dopalacze. Ale doszły też czynności: hazard (w tym też granie na giełdzie), gry komputerowe, oglądanie pornografii, seks, zakupy, jedzenie, a nawet praca i sport.
DJ – A może to jest tak, że każdy z nas “coś” ma? Chyba szalenie trudno jest być człowiekiem absolutnie wolnym?
WM – Uzależnienie to choroba, ma swoje objawy i generuje ból. Uzależnienie pociąga za sobą straty – zdrowotne, rodzinne, społeczne, zawodowe, duchowe, finansowe. Osoby zdrowe mają swoje różne słabości, sposoby odreagowywania napięcia, poprawiania sobie nastroju, ale ich praktykowanie nie pociąga za sobą destrukcji. Poza tym kontrolują je i w każdej chwili mogą z nich bez żalu zrezygnować, np. nie mogą obejrzeć serialu bo zostały poproszone o pomoc w tym czasie, to zgadzają się na to bez większego kłopotu. W dzisiejszych czasach, czasach dobrobytu, rzeczywiście trudno jest być absolutnie wolnym. Reflektowanie naszych zależności otwiera nam drogę do wolności – w tym pomaga psychoterapia!
DJ – Podobno największym problemem jest przyjęcie, przyznanie się przez uzależnionego do problemu. Zazwyczaj twierdzi, że wszystko jest w porządku, że ma wszystko pod kontrolą i w każdej chwili może to “coś” odłożyć. Czy są jakieś kryteria pomagające zdefiniować nałóg, na przykład alkoholowy? Jak przekonać alkoholika że nim jest?
WM – Tak jak wcześniej wspomniałam, uzależnienie to choroba i ma konkretne kryteria/objawy, których rozpoznanie wskazuje na problem. Objawów jest sześć, ale te najważniejsze to: uczucie przymusu napicia się, by doznać ulgi/odprężenia (głód alkoholowy, „nosi mnie”), upośledzona kontrola picia (czyli np. złamane obietnice abstynencji, picie przez czas dłuższy, niż było to w planie), spożywanie alkoholu mimo świadomości strat (np. kłótni w rodzinie, odebrania prawa jazdy, zdrowotnych, łączenie picia z zażywaniem leków), zaniedbywanie różnych spraw w życiu ze względu na alkohol. Oprócz objawów uzależnienia widoczne są też jego mechanizmy czyli, między innymi, racjonalizacje: „wszyscy piją”, „ze mną nie jest tak źle, popatrz na Janka”. Osoba uzależniona tworzy takie treści, które będą dawały jej możliwości picia w dalszym ciągu. A jak przekonać osobę uzależnioną by uznała problem? To bardzo trudne zadanie i myślę, że czasami nawet nie warto go podejmować zbyt szybko. W ruchu AA jest takie powiedzenie: „Przyprowadź nogi, głowa przyjdzie później”. Myślę, że na tym warto skupić się na początku – by nogi osoby uzależnionej stanęły w poradni leczenia uzależnień lub na mitingu AA. Głowie trzeba dać trochę więcej czasu.
DJ – U kogo szukać pomocy mając ten problem alkoholowy w rodzinie? Często się mówi, że alkoholizm to choroba całej rodziny. Jak nie zwariować z alkoholikiem w domu, w rodzinie?
WM – Tak, to prawda, że alkoholizm jednej osoby wpływa na funkcjonowanie całej rodziny. Jeśli mąż, żona, ojciec, matka, dziecko jest osobą uzależnioną, to ich najbliżsi też mają problem. I zazwyczaj przeżywają go bardzo dotkliwie, choć go nie generują. To czego doświadczają to współuzależnienie. Poradnie leczenia uzależnień (w ramach NFZ) oferują pomoc terapeutyczną jednym i drugim. Myślę, że żeby „nie zwariować”, to warto z tej pomocy korzystać, choć zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo trudne. Uzależnienie to wciąż choroba „czterech ścian”, ukrywa się ją, bo jest kojarzona ze wstydem, patologią. To stereotyp. Dzisiaj już wiemy, że ten problem dotyczy wykształconych i niewykształconych, majętnych i uboższych, ludzi na wysokich stanowiskach i bezrobotnych, kobiet i mężczyzn. Jeśli ktoś włącza się w tą zmowę milczenia, to warto przemyśleć, jaką cenę ponosi i kogo realnie tym chroni.
DJ – Dominikanin, Timothy Radcliffe twierdzi, że dziś coraz częściej jemy nie z głodu, ale z PUSTKI. Czy zgadza się Pani z tym stwierdzeniem, czy można je szerzej odnieść do uzależnień?
WM – Z tak zacną i wiekową postacią trudno się nie zgodzić (uśmiech). Myślę, że pustka jest też jakimś głodem. Głodem bliskości, znaczenia, ukojenia, głodem sensu życia. I uzależnienie może mieć tu swój początek. Używanie substancji chemicznych , które zmieniają świadomość, czy podejmowanie różnych czynności, które dają silne emocje, mają często na celu złagodzenie tego uczucia.
DJ – Jaką rolę w psychoterapii pełni religia, praktykowanie wiary? Słyszałem o rozczarowaniach po spotkaniach ludzi wierzących z niewierzącym terapeutą. Chyba dobrze jest jeśli człowiek wierzący korzysta z pomocy wierzącego psychoterapeuty?
WM – Zasadniczo wiara, bądź niewiara psychoterapeuty nie powinna być przeszkodą (może być ułatwieniem!). Wykonywanie tego zawodu wymaga dużej samoświadomości i dojrzałości. Jednym z zadań jest radzenie sobie z własnymi emocjami. Są terapeuci niewierzący, którzy niezbyt dobrze radzą sobie z nimi w obszarze wiary i religii, i niestety odbija się to na pacjencie (brak zrozumienia, ignorancja, podważanie sensu, nadawanie negatywnych znaczeń wierze). Są jednak też tacy, którzy mimo różnic w tym obszarze, darzą szacunkiem swojego pacjenta więc automatycznie też jego przekonania i jego wiarę. Ukierunkowani są na to, żeby pomóc, a nie na to, by mu coś udowadniać. Niewierzący psychoterapeuta może być dobrym, kompetentnym psychoterapeutą. Dodatkowo w niektórych koncepcjach istnieją takie założenia teoretyczne, w myśl których psychoterapeuta nie powinien odkrywać prywatnego siebie przed pacjentem. Robi to, by nie odbierać mu uwagi i koncentracji na jego osobistych sprawach, z którymi się do terapii zgłasza. Niemniej rozumiem, że osoby wierzące poszukują psychoterapeuty, który też jest wierzący. Myślę, że daje to dodatkową płaszczyznę do budowania porozumienia i relacji, a ta jest istotnym elementem leczącym w psychoterapii.
DJ – Co jest szczególnie niepokojące w przestrzeni zdrowia psychicznego?
WM – Myślę, że wciąż najbardziej niepokojący jest wstyd i obawa przed korzystaniem z pomocy psychiatry, psychologa, psychoterapeuty. To powoduje odwlekanie decyzji o podjęciu terapii, leczenia, a tym samym pozostanie w cierpieniu. Cały czas pokutuje w naszym społeczeństwie przekonanie, że jak ktoś korzysta z pomocy w obszarze zdrowia psychicznego to jest „wariatem”. Jest to nieprawdą, a taka ocena jest niesprawiedliwa i destrukcyjna.
DJ – Czym jeszcze zajmuje się Pani jako psychoterapeuta?
Zajmuje się terapią osób doświadczających depresji, zaburzeń lękowych, zaburzeń odżywiania, zaburzeń adaptacyjnych, doświadczających silnego stresu, kryzysów. Pracuję z osobami uzależnionymi i ich rodzinami, w tym z osobami dorosłymi, które wychowywały się w rodzinie, w której rodzic był uzależniony. Psychoterapia jest także ofertą dla osób, które nie mają konkretnego sprecyzowanego problemu jakim jest na przykład depresja, ale mimo to odczuwają, że coś jest nie tak, dla przykładu – stale źle siebie oceniają i stale są niepewne siebie.
DJ – Czy w tej przestrzeni zdrowia psychicznego ma Pani jakieś swoje życiowe motto?
Kilka razy postanawiałam sobie, że znajdę jakieś motto i w takich sytuacjach, jak ta zgrabnie będę mogła odpowiedzieć (śmiech). Jak dotąd nie udało mi się tego postanowienia spełnić, bo tyle mądrych treści stale mnie porusza, skłania do refleksji i z tą ciekawością żyje. Ostatnio są ze mną takie zdania: „Znajomość Boga bez znajomości własnej nędzy rodzi pychę. Znajomość własnej nędzy bez znajomości Boga rodzi rozpacz” (Blaise Pascal)
DJ – Serdecznie dziękuję za rozmowę!
Wiktoria Materna – Psychoterapeuta, specjalista terapii uzależnień, tel. 792271185, wiktoria.materna@gmail.com